Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Curt Moderator / Redaktor
|
Wysłany:
Pon 20:32, 30 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine Płeć: Mężczyzna
|
Curt usiadł na dużym kamieniu przy jeziorku. Od rozłamu minęło kilka dni. Lee i reszta znaleźli ogromną jaskinię - wypełnioną niestety potworami. Podczas gdy inni wybijali wszystko co się ruszało, myśliwy pozwolił sobie na odrobinę odpoczynku. Rozmyślał nad tym co się stało. Cichy szmer strumyka połączony z głuchym dudnieniem Bariery dawało bardzo usypiający efekt. Zamykał już oczy gdy nagle ktoś klepnął go po ramieniu.
Lares: - Co tutaj robisz?
- Myślę.
Lares: - Nad czym?
- Sam nie wiem. Dziwnie się to wszystko potoczyło, mimo tego, że od razu wiadomo było, że Lee i Gomez w końcu rozstaną się na dobre.
Lares: - Hm... Masz rację. Nie wiem czy się domyśliłeś, ale ci którzy najwięcej nadstawiają karku najszybciej dostaną się do gwardii Lee.
- I zapewne najszybciej wylądują w tym oto jeziorku jako zimne trupy.
Złodziej zaśmiał się cicho.
Lares: - Masz łeb na karku. Od razu to wiedziałem. Mam dla ciebie pewną propozycję. Razem z Lee uzgodniłem parę spraw. Mówiąc prościej: chciałbym cię zwerbować.
- Hę? Przecież jestem za Lee, zostałem już "zwerbowany".
Lares: - Nie rozumiesz. Ja będę dowodził grupą ludzi, którzy potrafią zachowywać się cicho i działać bez hałasu. Słowem: chcę, żebyś dołączył do mojej grupy zwiadowców.
- Co z tego będę miał?
Lares: - Na pewno będziesz coś z tego miał, jestem tego pewny. Poza tym, ty nie będziesz kimś od brudnej roboty. Widzę, że się do tego nadajesz, więc zostaniesz moim pierwszym "oficerem" hehe...
- Niech zgadnę. Będę podglądał jak Gomez myje sobie dupsko, żeby donieść o tym tobie. Albo jeszcze inaczej, będę nadstawiał karku razem z bandą szurniętych magów, żeby znaleźć jakieś ziółko?
Złodziej zastanawiał się chwilę, po czym uśmiechnął się.
Lares: - Coś w tym rodzaju.
Curt zamyślił się na moment.
- Hmm... Stoi - rzekł uśmiechając się wilczo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
Czajnik Redaktor
|
Wysłany:
Pon 22:22, 30 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
*Kilka dni wcześniej*
Czajnik siedział na zewnątrz chaty wraz z Gorzałtem, który rozpalał ognisko, kiedy zobaczyli w oddali dwie postacie zbliżające się do chatki. Czajnik od razu rozpoznał w jednej swojego przyjaciela z kasty Cieni, natomiast nie wiedział, kim był towarzysz Roda. Wkrótce dostrzegł, że za nimi szła spora grupka ludzi. Grupa zatrzymała się kawałek od chatki, a Rod i jego towarzysz podeszli do Czajnika i Gorzałta.
Rod: Czajnik, Gorzałt, witajcie.
- Kogóż to przyprowadziłeś, przyjacielu?
Rod: Wejdźmy może do środka. Wszystko tam wyjaśnimy.
Weszli do chaty i rozsiedli się wygodnie.
Rod: To jest Lee, jeden z Magnatów, który sprzeciwił się Gomezowi i jego ludziom.
- Gomez? To ten pajac, o którym mi mówiłeś? Cóż, w takim razie, drogi Lee, gratuluję. Z tego co wiem, to najpotężniejsza siła w tej dolinie.
Lee: Nie na długo, Nordmarczyku. Jak widzisz na zewnątrz, ja też mam za sobą paru wiernych mi ludzi.
Gorzałt: Widziałem na zewnątrz Magów Wody.
Lee: Są zdecydowanie mądrzejsi od Was, Magów Ognia. A na pewno odważniejsi. Twierdzą, że Barierę da się zniszczyć. I ja zamierzam im w tym pomóc. Nie zamierzam tu spędzić reszty mych dni, o nie. Zamierzam stąd wyjść i pokazać Rhobarowi co myślę o tym całym cyrku na który skazał mnie i nas wszystkich.
- Przyznaję, że to odważny plan. Ale podoba mi się.
Lee: Odeszliśmy z zamku i teraz szukamy miejsca, by założyć gdzieś nowe osiedle, nowy obóz. Słyszałem od obecnego tu Roda, że znasz takie miejsce.
- Dobrze słyszałeś. Nie ma co więcej gderać, na to przyjdzie czas później. Póki co jednak zaczyna się ściemniać, a miejsce, które zamierzam Ci pokazać, jest już niestety "zasiedlone" przez bardzo niemiłą faunę. W nocy na pewno nie będzie nam łatwo z nimi walczyć. Rozbijcie tutaj póki co obóz, a rankiem zaprowadzę Was tam.
Lee: Będę bardzo wdzięczny. Rod, możesz wyjść i ogłosić reszcie, że zostajemy tu na noc?
Rod: Jasne.
Rod wyszedł, zostawiając Czajnika, Lee i Gorzałta samych.
Lee: Czajnik, słyszałem od Roda wiele dobrego o Twoich umiejętnościach bojowych. Zresztą, sam byłem w Nordmarze i wiem co nieco o Waszych klanach. Z którego pochodzisz?
- Z Klanu Wilka.
Lee: Wspaniale. Cóż, walnę prosto z mostu - Rod już jest w to wciągnięty, teraz spytam Ciebie. Czy chciałbyś dołączyć do mojej elitarnej gwardii? Potrzeba mi takich ludzi jak Ty - odważnych, z doświadczeniem, zaufanych. Podejmiesz się tego?
- Haha, jasne, że tak, drogi Lee. Będę zaszczycony.
Lee: Hah, wspaniale. A zatem wszystko ustal.... - Lee spojrzał przez moment na Gorzałta. - Magu, a co do Ciebie - proszę Cię, jeżeli chodzi o Magów Wody, odpuść im a oni odpuszczą Tobie. Nie życzę sobie żadnych niesnasek między Wami.
Gorzałt: Jeżeli oni nie będą się czepiać, to i ja też nie.
Lee: Świetnie, a więc skoro wszystko już ustalone, czas na spoczynek.
Nad ranem Czajnik zaprowadził Lee i resztę jemu wiernych ludzi do jaskini nad jeziorem. Faktycznie było tam trochę bestii i pewnie zajmie im jeszcze parę dni, nim oczyszczą jaskinię, ale Lee wydawał się być zadowolony z tego miejsca.
Lee: Oto nasze nowe miejsce, nasz nowy dom. Nowy Obóz.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Korzeń Przechrzczony
|
Wysłany:
Wto 11:19, 31 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Myrtana Płeć: Mężczyzna
|
Korzeń został doprowadzony do lochu. Na sam dół. Było tam strasznie chłodno, a bandyta był przywiązany do zimnej ściany w bardzo skromnym ubraniu, składającym się tylko z majtek. Stone był tam, robiąc jedną z okropnie bolesnych tortur jakie mogą być. Stal nagrzana do czerwoności, przyłożona do skóry może zadać ogromny ból. Bandyta musiał to znosić przez cały kwadrans jęcząc przeraźliwie. W końcu przyszedł Gomez, kończąc męczarnie. Patrzył on na niego z pogardą.
Gomez: Dobrze tak sukinsynowi - pomyślał. - A więc nie jesteś jednak tak dobry, jak myślała cała Kolonia Karna. Zresztą ja widziałem lepszych od Ciebie, a mimo to moi ludzie nie dawali tobie rady. Ech kogo ja zatrudniam...
- Zamknij mordę.
Gomez: Tak? Stone. Bierz lamię. I powieś go na suficie.
Stone: Tak jest.
Nie minęła chwila, a zbir już wisiał.
Gomez: Jeżeli będziesz tak do mnie mówić, dostaniesz ostre baty.
- Stul pysk!
Gomez: Sam się o to prosiłeś. Stone - dwa razy. Po plecach.
- Aaa! - krzyknął.
Gomez: Może to Cię czegoś nauczy. Z raportu Thorusa wynika, że trafiłeś tu przez nieudany zamach na Rhobara. Bardzo głupie posunięcie. W sumie jak widzę zabiłeś aż… Dziewięciu strażników i trzech rannych?! No, no i jeszcze parę osób w tym mojego brata, skurwysynu?! Ech nagrabiłeś sobie. Karą, jaką powinienem ci zadać jest śmierć. Można to jednak przeciągnąć. Można Ci zgotować okrutny koniec. Długą i okrutną śmierć. A więc skazuje cię na biczowanie, dożywocie w najniższym piętrze kopalni oraz dwa posiłki na tydzień. Zadowolony?
- Tak - powiedział patrząc na niego złowieszczym wzrokiem.
Gomez: Widzę poprawę, to dobrze. Ta metoda zawsze działa. Za godzinę wyruszysz do kopalni.
- Czemu za godzinę?
Gomez: Bo jeszcze tą godzinę będziesz musiał znosić tortury.- powiedział ze śmiechem.
- Ty kurwo...
Gomez: Zarobiłeś właśnie jeszcze jedną godzinę. Do zobaczenia!
Wyszedł. Na zewnątrz stał Kruk z trzema strażnikami.
Kruk: I co panie? Kiedy oni będą mogli wyruszyć?
Gomez: Za dwie godziny.
Kruk: A czemuż to tak długo panie?
Gomez: Bo skurwiel musi karę odcierpieć. Ha!
Rano. Wszyscy już od dawna spali. Prawie wszyscy. Trzech strażników, jeden bandyta, ciągnięty po ziemi do kopalni, w samych gaciach. Ból. Uczucie które go dręczyło od kilkunastu godzin. Nie mógł uwierzyć, że spędzi resztę życia w kopalni. W Kolonii Karnej, pod Barierą. Smutek ogarnął go i całkowicie zapomniał o bólu. Stracił już nadzieję na ratunek. Całkowicie. Kiedy był już blisko kopalni, zauważył jakąś osobę na wzgórzu. Wydawała mu się znajoma. Zobaczył jeszcze jak postać napina cięciwę łuku i jeden ze strażników pada na ziemię ze strzałą w gardle. A potem ból sprawił, że stracił przytomność.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Czajnik Redaktor
|
Wysłany:
Wto 12:55, 31 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Czajnik napiął łuk i wypuścił kolejną strzałę w nadbiegającego strażnika. Grot utkwił w prawym ramieniu, strażnik zawył z bólu. Nordmarczyk z niezwykłą szybkością dopadł do niego i przebił mieczem na wylot. Ostatni ze strażników rzucił się na Czajnika, ale ostrze miecza szybkim ruchem ukróciło go o głowę. Rod opadł na ziemię, po czym podniósł się i otarł ostrze swego miecza o truchło strażnika.
Rod: Hehe, jeżeli tak ma wyglądać każdy nasz rekonesans w okolicach kopalni Gomeza, to zapowiada się ciekawie.
- Niezły wynik. Trzech ludzi Gomeza szlag trafił. A my mamy całkiem ładne miecze. Jak dobrze pójdzie, to Stary Obóz zostanie zupełnie bez broni.
Rod: Powiedz mi tylko, po jaką cholerę w ogóle wystrzeliłeś pierwszą strzałę? Nie zauważyli nas.
- Nie, ale ja zauważyłem jego. - wskazał na Korzenia, który leżał nieprzytomny na ziemi.
Rod podszedł do więźnia i obrócił go na plecy.
Rod: Cholera, to Korzeń, ten zbieg, którego mieliśmy za zadanie schwytać. Hmm... popatrz no na niego, cały poobijany i przypalony. Był torturowany. Ciekawe co próbowali z niego wyciągnąć.
- Bladego pojęcia nie mam, ale skoro tak się sprawy mają, to zanieśmy go do Nowego Obozu. Skoro jakieś informacje były wartościowe dla Gomeza, będą wartościowe i dla Lee.
Rod: A nie sądzisz, że po prostu chcieli się zemścić za tych, których zamordował?
- Możliwe. Ale weźmy go i tak. Im więcej ludzi tym lepiej.
Rod: Ja tam bym mu nie ufał.
- A czy ja powiedziałem, że mu ufam? Nie zamierzam rozcinać mu więzów. Zaprowadźmy go do Laresa. On będzie wiedział co z nim zrobić. W końcu teraz to on będzie się zajmować nowo przybyłymi.
Rod: Ruszajmy się zatem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Rod Redaktor
|
Wysłany:
Wto 16:32, 31 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Czajnik ruszył z Korzeniem na plecach do Nowego Obozu. Rod szedł przodem rozglądając się na boki.
Czajnik: - Czego się obawiasz?
- Strażnicy z kopalni mogli wyjść na spotkanie konwojowi.
Czajnik: - Racja. Chodźmy skrótem.
Po kwadransie wyszli na ścieżkę prowadzącą nad małe, pokryte rzęsą oczko wodne leżące u stóp gór. Pod sporym łukiem skalnym, stała drewniana brama. Kilku wartowników siedziało pod dębem pijąc piwo. Nazywano ich Szkodnikami. Określenie było nadzwyczaj trafne. Czajnik i Rod ruszyli dalej szerokim pomostem. Wokół nich było mnóstwo wody.
- Trzeba będzie wybudować tutaj tamę... - mruknął.
Gdy stanęli na suchym lądzie, Curt zwołał paru Szkodników by zabrali nieprzytomnego Korzenia. Bandyta choć osłabiony, próbował się wyrywać.
Curt: - Skąd żeście wytrzasnęli tego narwańca? - spytał Roda.
- Mnie się nie pytaj - odpowiedział wymijająco.
Czajnik: - Potrzebującym się pomaga, Curt - rzekł tonem wskazującym, że nie ma ochoty na dyskusję.
Curt: - W porządku, w porządku...
- Jeśli coś wie, Lares na pewno to z niego wydusi.
Curt: - W to nie wątpię.
Curt odszedł w kierunku skarpy nad jeziorkiem gdzie ćwiczyli walkę najlepsi wojownicy obozu. Rod i Czajnik do takich właśnie należeli. Owi wojacy nazywali siebie najemnikami by podkreślić swoją wolność w Kolonii.
Czajnik: - Idziesz na piwo?
- Jasne. Lecz najpierw muszę zanieść nasze łupy Wilkowi.
Czajnik: - W porządku.
Mężczyźni rozeszli się przy wejściu do ogromnej jaskini. Wszędzie krzątali się ludzie. Pracowali przy budowaniu chat z białego kamienia, piłowali drzewa, garbowali skóry, ostrzyli broń, gotowali strawę a niektórzy najzwyczajniej się obijali. Najemnik podszedł do Szkodnika oglądającego skóry. Rod rzucił zabrane strażnikom miecze na stos zdobycznej broni.
Wilk: - Witaj, Rod. Masz skóry?
- Mam coś lepszego. Trzymaj - rzekł wręczając płatnerzowi kilka fiolek z niebieskim płynem.
Wilk: - Barwnik! Skąd go wytrzasnąłeś?!
- Numer ze sfałszowaną listą.
Wilk: - Ach, rozumiem! Ile za nie chcesz?
- Wystarczy, że jako pierwszy będę mógł przywdziać zbroję najemnika.
Wilk: - Umowa stoi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rod dnia Wto 19:29, 31 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Curt Moderator / Redaktor
|
Wysłany:
Wto 18:18, 31 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine Płeć: Mężczyzna
|
Lares: Ech... Nie wiem czy wiesz, ale czy ci się to podoba czy nie, jest to Nowy Obóz i masz nosic barwy nowego obozu.
- Te szmaty? Nigdy!
Lares: - Do cholery, pod pancerzem możesz nosić nawet babskie gacie, ale to masz założyć
- Błagam, daruj sobie. I tak tego nie włożę.
Curt spojrzał na leżący na stole brązowo - szary pancerz. Większości się podobał, ale jemu wcale.
- Powtórzę jeszcze raz. To, co mam na sobie mi wystarczy i nie ma sensu tego zmieniać.
Złodziej zrobił skrzywioną minę i po chwili konsternacji pokiwał głową z rezygnacją.
Lares: - Niech ci będzie. Mam dla ciebie pierwszą robotę.
- Co tym razem?
Lares: - Weźmiesz kilku Szkodników i rozejrzysz się po terenie.
- To wszystko? Nic więcej?
Lares: - Nic a nic.
- Co z tego będę miał?
Lares: - Podobno tak intrygował cię ten Korzeń...
- I?
Lares: - Cóż, jeśli nadal jesteś zainteresowany, to dzisiaj rano Rod i Czajnik przytargali go tutaj nieźle pokiereszowanego.
- Wiem. Po prawdzie mało mnie obchodzi co się z nim stało, ale dobra... Jak na razie nie chcę nic więcej.
Lares: - Dobra. Aha przy okazji zajrzyj jak się mają sprawy z tamą, Horacy i jego chłopcy zaczęli ją właśnie budować.
- Powiedziałeś, że będę zwiadowcą.
Lares: - Przecież wiesz...
- Więc to że jestem ZWIADOWCĄ chyba wszystko wyjaśnia!
Curt zaszurał butami i wyszedł z pokoju. Szef Szkodników pokręcił głową. "Cholerny leń" pomyślał.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Korzeń Przechrzczony
|
Wysłany:
Śro 17:07, 01 Kwi 2009 |
|
|
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Myrtana Płeć: Mężczyzna
|
Korzeń ocknął się. Nic nie pamiętał oprócz zadawanych mu ciosów lamią i przypalania rozgrzaną stalą. Ból - uczucie które mu ciągle towarzyszyło, od kiedy trafił do Kolonii, był wtedy tak mocny, że spowodował omdlenie. Ledwo oddychał, gdyż każdy wdech i wydech sprawiał mu ból. Powoli się zaczął przyzwyczajać do tego uczucia. W końcu musiał, bo sam doskonale o tym wiedział, że jeszcze długo będzie mu towarzyszył. Był jak zwykle w skromnym ubraniu. Nie miał siły na żadne poruszenie się i drgnięcie. Nic prawie nie czuł, nie widział i nie słyszał.
- Jestem w piekle? - pomyślał gdy nagle weszła jakaś postać. Zamknęła ona drzwi i podeszła do siedzącego przy ścianie bandytę.
Był to jeden ze Szkodników przynoszący mu jedzenie. Nic wielkiego, tylko chleb i woda. Mężczyzna wyszedł zostawiając zbira. Przyglądał się on jedzeniu po czym, z wielkim trudem sięgnął bo chleb delektując się nim i popijając wodą. Wkrótce zasnął.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Curt Moderator / Redaktor
|
Wysłany:
Śro 17:57, 01 Kwi 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine Płeć: Mężczyzna
|
Curt skradał się wzdłuż długiego urwiska. Za nim gęsiego szła mała grupka Szkodników. Jeden z nich - Butch - miał najwyraźniej lęk wysokości bo klął gorzej niż szewc i co chwilę pluł w otchłań. Curt spojrzał w dół. Owszem było wysoko, ale wiedział, że spadając dałby radę złapać się jakiejś półki skalnej.
Po kilku męczących minutach dotarli w końcu do końca ściany. Dalej był las.
- Idziemy - powiedział.
Butch: - Prowadzisz nas do nikąd. Zginiemy przez ciebie.
Curt zbył to stwierdzenie milczeniem. Wystarczyło, że on wiedział dlaczego idą tędy. Zwiad trwał już kilka godzin. Podstawowe informacje zdobyli już dawno, ale Curt wolał być na bieżąco. Czuł, że coś tu jest.
Nagle jeden ze szkodników mruknął pod nosem jakieś przekleństwo i pokazał palcem na pobliskie wzgórze.
Szkodnik: - Pięknie do cholery...
Curt spojrzał w tamtą stronę i splunął. Przed nimi stał wielki, szary zwierz. Wszyscy wiedzieli co to jest. Skudłacona sierść walała się tu i tam, a odór zgnilizny rozpraszał się na dwadzieścia metrów od stwora.
- Cieniostwór - mruknął ostentacyjnie.
Butch: - Mówiłem, że ten idiota zaprowadzi nas na spotkanie ze śmiercią. Ten potwór jest jak skała!
- Milcz. Musimy się ukryć.
Butch: - Ukryć?! Wolę stawić czoła śmierci jak prawdziwy wojownik, a nie...
- Jeśli ci tak śpieszno do grobu, to proszę bardzo droga wolna. Pozdrów przy okazji moją babkę.
Szkodnik zmełł przekleństwo w ustach i nic nie odpowiedział.
- Schowajmy się za tą skałę. Jeśli się nie ruszy, musimy opracować plan ataku.
Po chwili wszyscy leżeli za dużym kamulcem. Curt usiadł krzyżując nogi i zaczął wymyślać plan. Po chwili się odezwał.
- Razem jest nas sześciu. Dwóch z nas to łucznicy. Dobra. Ty i ty - pokazał na łuczników - Widzicie tamte skały? Ukryjcie się za nimi. Będziecie nas osłaniać. Wy - wskazał na dwójkę wojowników - Będziecie czekali przy urwisku. A ty - wskazał palcem na Butcha - Będziesz naganiał potwora - mówiąc to wyszczerzył żeby w wilczym uśmiechu.
Wszyscy byli na swoich pozycjach. Curt stał niedaleko drapiącego się po plecach stwora. Jak na razie nic nie zapowiadało tego, że ich wyczuł. Nagle z zarośli wyskoczył mężczyzna w brązowym ubraniu i rzucił w potwora sztyletem. Cieniostwór ryknął przeraźliwie i ruszył w pogoń za Szkodnikiem. Butch nie oglądając się pędził co sił do urwiska. Wtedy coś drgnęło w żołądku Curta.
- Cholera... - pomyślał - Zapomniałem o tym, jak ma się zatrzymać...
Ale było już za późno na takie rozważania. Zwiadowca szybkim skrętem ciała wyrzucił w górę swą broń i złapawszy ją w powietrzu pogonił za potworem. Nagle z góry dwa razy świsnęły strzały. Cieniostwór ponownie ryknął, ale nie zwolnił ani na moment. Butch już tracił siły. Na szczęście urwisko było tuż tuż. Curt biegnąc coraz szybciej powoli dościgał zranionego stwora. Wtem strzały świsnęły ponownie. Żadna z nich nie trafiła.
- Cholera! - krzyknął.
Zza skalnej ściany wyłoniło się dwóch wojowników. Jeden z nich ściągnął uwagę cieniostwora na siebie krzycząc plugawe obelgi w stronę futrzastego zwierzaka. Drugi natomiast błyskawicznie chlasnął go po brzuchu. Trysnęła krew i zwierzę ryknęło. Cieniostwór machnął łbem i wojownik dostał wielkim rogiem w brzuch. Przedziurawiony nawet nie krzyknął i już martwy zleciał w dół przepaści. Przestraszony wojownik nie wiedział co robić, nie dobył nawet broni, tylko cofał się w dół urwiska. Z pomocą niespodziewanie przyszedł Butch, który nie wiedząc chyba co zrobić kopnął zwierzę prosto w krok. Stwór zawył i odwrócił się w stronę Szkodnika. Już miał zadać potężny cios łapą, gdy Curt który zaatakował wyskakując ciął z szerokiego obrotu cieniostwora prosto w paszczę. Krew polała się strumieniem i cieniostwór padł martwy. Curt ciężko dysząc otarł pot z czoła.
- No... to... załatwione - wydyszał
Gdy zabrali skórę, żeby, pazury i mięso potwora ruszyli dalej. Dwóch Szkodników zostało na miejscu żeby pilnować zdobyczy. Jednak wyprawa Curta w góry była dużo bardziej owocna, niż trofea cieniostwora.
- No - powiedział z satysfakcją w głosie. - Lares chyba zdębieje jak mu to pokażę.
Zadowolony wyjął mapę którą sam kreślił i naniósł na niej głęboki wąwóz. Popatrzył jeszcze raz na swoje znalezisko.
Szkodnik: - Butch nie miał racji. To co odkryłeś, było warte tego całego zachodu
- Też tak myślę - rzekł Curt patrząc jeszcze raz na głęboki rów, pełen złóż rudy.
Lares plunął na stół gorzałką, która stała przy nim.
- No więc?
Lares: - Pokaż mi tę mapę!
Złodziej przez parę minut studiował mapę i z niedowierzaniem pokręcił głową.
Lares: - Lee dowie się o tym wszystkim. Możesz dać mi te mapę? Musimy wysłać tam konwój.
- Przykro mi. Możesz ją sobie przerysować czy zapamiętać, jak chcesz. Zostawiam ci ją. Jutro mi ją oddasz.
Lares: - Niech będzie. Poza tym musiałbyś jeszcze raz poprowadzić konwój do tej kopalni.
- Nie ma mowy. Niech któryś ze Szkodników w mojej grupie was tam zaprowadzi. - rzekł Curt wychodząc - Aha, jeszcze jedno. Zęby cieniostwora są moje.
Lares: - Co?! Niech będzie. Idź teraz spotkać się z tym Korzeniem. Jest w jednej z nowych chat. Zapytaj się Roda albo Czajnika, oni wiedzą gdzie jest.
- Mam nadzieję, że ta rozmowa będzie warta mojego odkrycia - rzekł Curt na odchodne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Rod Redaktor
|
Wysłany:
Nie 11:28, 05 Kwi 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
- Leży świetnie - rzekł nie kryjąc satysfakcji.
Rod przymierzał lekki aczkolwiek solidny pancerz najemnika. Szare skóry i brązowe spodnie świetnie się ze sobą komponowały. Pod szyją zawiązał sobie błękitną chustę - kolor Nowego Obozu.
- Dobra robota. Naprawdę.
Wilk: - Dzięki. Muszę jeszcze zrobić takich ze dwa tuziny...
- Nie narzekasz na brak zajęcia.
Wilk: - No nie. Ale z chęcią wyrwałbym się na małe polowanie.
- Da się załatwić. Dam Ci znać gdy Czajnik zorganizuje wypad.
Rod odszedł w kierunku wysepki skąd Czajnik strzelał z łuku do jabłek rosnących na samotnym drzewie, po drugiej stronie brzegu.
- Celnie - pochwalił widząc iż kolejny owoc spada przebity strzałą. - Szkoda tylko jabłek.
Czajnik: - Upiecze się je wieczorem - mruknął pod nosem nie opuszczając łuku.
Kolejne jabłko spadło na ziemię.
Czajnik: - Niezła zbroja.
- Dzięki.
Czajnik: - Nie wiesz może co stało się z tym zbirem, którego złapaliśmy parę dni temu?
- Strasznie Cię ten gość interesuje.
Czajnik: - To Curt o niego pytał.
- Curt? Ciekawe czego może chcieć od tego bandziora...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rod dnia Sob 18:45, 11 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Geralf Moderator ds. technicznych
|
Wysłany:
Śro 14:15, 08 Kwi 2009 |
|
|
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 49 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdalekohenhen Płeć: Mężczyzna
|
Geralf podszedł do Gomeza.
- Muszę ci coś powiedzieć.
Gomez: - Słucham?
- Ludzie, którzy się odłączyli odbili Korzenia.
Gomez: - Jak to!?
- Normalnie. Pierw jeden strażnik padł od strzały, a dwóch pozostałych od mieczy.
Gomez: - Mieczy?
- Tak, było ich dwóch. Na oko jakiś Nordmarczyk, a drugiego nie widziałem dokładnie.
Gomez: - Śledziłeś ich?
- Nie.
Gomez: - Powinienem cię wtrącić do lochu ale ...
- I tak wiesz że bym uciekł.
Gomez: - Wiem. Gdzie byli wtedy strażnicy?
- Niedaleko kopalni.
Gomez: - Zapuścili się dość daleko... Trudno. Powiedz Thorusowi, że ma zwołać zebranie o zachodzie słońca.
- Coś jeszcze?
Gomez: - Nie. Możesz odejść.
Szpieg wyszedł. Poszedł w kierunku kuźni gdzie stał Thorus.
- Gomez kazał zwołać zebranie o zachodzie słońca.
Thorus: - O zachodzie, co? Miech tak będzie. Pamiętaj jednak, że mam cię na oku.
- A miej. Nie zabronię ci. Ale za tę łodyżkę ziela muszę ci podziękować.
Thorus: - Co!? - Strażnik zaczął przeglądać swój mieszek. - Osz ty...
- Łap - rzucił łodygę. - Twoich nie kradnę. Brzydko pachną.
Kowal Stone zaśmiał się cicho.
Thorus: - Z czego się śmiejesz? Do roboty ty obiboku!
- On robi więcej od ciebie.
Thorus: - Koniec. Wyzywam cię na pojedynek. Po zebraniu będziemy się bić na pięści.
- Jak tam chcesz. Wygrany bierze mieszek przegranego.
Thorus: - Zgoda.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Rod Redaktor
|
Wysłany:
Nie 12:52, 12 Kwi 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Rod skrzywił się jedząc cierpką, kwaśną zupę. Gdyby nie to, że był głodny jak stado wilków wylałby tę lurę w krzaki. Od rana siedział na wieży obserwacyjnej. Nudził się niezmiernie. Wolałby teraz siedzieć przy piwie i pieczystym.
- Jaki ja byłem głupi... Dobrowolnie siedzieć przez pół dnia, kilkanaście stóp nad ziemią! - mruknął do siebie wielce niezadowolony.
W południe słońce zaczęło mocno grzać. Najemnik już miał zejść na dół w poszukiwaniu zmiennika gdy nagle coś przykuło jego uwagę. Jedno z drzew z pobliskiego lasu spadło na ziemię. Nie mogło spaść samo, ktoś musiał mu pomóc. Jak sięgał pamięcią, Lares nie wysyłał ostatnio drwali. Od czasu odkrycia kopalni rud za obozem, był zajęty rekrutowaniem górników.
Rod przełożył miecz przez plecy i zszedł po drabinie na dół. Udał się w kierunku chaty szefa Szkodników.
Lares: - Co jest? - spytał nie odrywając wzroku od mapy leżącej na stole.
- W lesie padają drzewa... - zaczął.
Lares: - Człowieku, czy ja wyglądam na jakiegoś obrońcę przyrody?
- Racz mnie wysłuchać nim cokolwiek skomentujesz. Ktoś ścina drzewa w pobliskim lesie.
Lares: - Nie wysyłałem tam drwali!
- Oto właśnie chodzi. Jeśli nie my, to kto je ścina?
Lares: - Ludzie ze Starego Obozu.
- Brawo!
Lares: - Niepotrzebna ironia... Stary Obóz, co? Hm... Nie przegapię takiej okazji - mamrotał pod nosem. - Roscoe! - zawołał do Szkodnika stojącego przy wejściu do chaty.
Roscoe: - Tak, szefie?
Lares: - Zbierz paru chłopaków. Możliwe, że mamy szansę ponownie skopać Staremu Obozowi tyłek!
Roscoe zarechotał po czym wyszedł. Kwadrans później, Czajnik prowadził mały oddział obozowych wojowników do lasu. Rod trzymał się z tyłu. Jeden z najemników, potężny ciemnoskóry i ciemnowłosy mężczyzna zwolnił kroku by zrównać się z Faringczykiem.
Gorn: - Jestem Gorn - przedstawił się grubym lecz przyjaznym głosem.
- Rod.
Gorn: - Więc Rod, ty Ty jesteś ziomkiem tego Nordmarczyka?
- No tak.
Gorn: - Dobry jest w obijaniu mord?
- Nie miałem okazji przekonać się osobiście ale jak na człowieka gór, pewnie tak.
Gorn: - To dobrze. Widzę żeście twarde chłopy. Takich nam wśród najemników trzeba. Nie to co te Szkodniki... Nazwa zresztą trafna. Tylko szkodzić potrafią. Gdyby tylko wrogom tak szkodzili!
- Masz jakiś problem ze Szkodnikami?
Gorn: - A jakże! Okradają nas, małe skurczybyki. Z piwa chociażby...
- Haha! Widać od razu, że z Was piwosz!
Gorn zagrzmiał śmiechem i silnie klepnął Roda po plecach aż strzyknęło mu w kręgosłupie.
Gorn: - Zgadłeś! Jak wrócimy, postawię Ci kufel piwa!
Wtem nad głową Gorna świsnął bełt wystrzelony z krzaków.
Gorn: - Zasadzka!
Z lasu wyskoczył tuzin strażników z Thorusem na czele. Ruszyli na zaskoczonych najemników. Broń obu stron uderzyła o siebie. Rod poderwał z ziemi lagę, sparował nią cios przeciwnika i szybo ciął go w nogę mieczem. Gorn cały szczęśliwy z okazji do bitki, atakował Thorusa. Przywódca strażników walczył równie zaciekle. Nagle potknął się o kamień. Ciemnoskóry najemnik wykorzystał tę sytuację i trzasnął przeciwnika trzonkiem topora w twarz.
Thorus: - Wycofać się! - ryknął plując krwią.
Wrogowie natychmiast zaprzestali walki i odbiegli w kierunku Starego Obozu.
Gorn: - A to psie syny! Zwęszyli nasz obóz!
Czajnik: - Przynajmniej wiedzieć będą, że nie warto z nami zaczynać.
- Szybko tu nie wrócą.
Gorn: - Wracajmy do obozu. Po walce zawsze wrzucam coś na ruszt!
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Curt Moderator / Redaktor
|
Wysłany:
Pon 11:55, 13 Kwi 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine Płeć: Mężczyzna
|
Curt wszedł do ciemnego pomieszczenia w którym śmierdziało zgnilizną i świeżymi odchodami. Zdjął metalowy drąg z pleców i oparł go o ziemię. Nie obawiał się, że mógłby zostać zaatakowany. Z resztą, sam dobrze walczył wręcz. Widząc leżącą na ziemi miskę splunął i odchrząknął. Postać leżąca na łóżku nie podniosła się. Wojownik postanowił ruszyć prosto z mostu.
- Dobra. Mam głęboko gdzieś, czy się do mnie odwrócisz czy nadal będziesz leżał. Przyszedłem tu, żeby cię przesłuchać. Takie dano mi polecenie - skłamał gładko.
Mężczyzna poruszył się nieznacznie, ale nic nie odpowiedział.
- Najpierw ci coś powiem. Nie będę cię bił, nie będę cię szantażował i nie będę cię namawiał. Nie mam najmniejszego zamiaru prosić o odpowiedź. Twoja wola. Wiem, że jesteś znanym bandytą i złapano cię przy nieudanej próbie zabójstwa Rhobara.
Zwiadowca zamilkł. Po chwili znów podjął wątek.
- Pierwsze pytanie brzmi: Jak się nazywasz? - Curt zapytał o to specjalnie. Był ciekawy, czy przesłuchiwany złodziej wyzna swoje imię, czy będzie udawał kogoś innego.
Więzień odwrócił się i wstał. Splunął do miski na jedzenie i powiedział.
Korzeń: - Doskonale znasz moje imię. Po co ci jest potrzebna ta informacja?
Wojownik uśmiechnął się krzywo.
- To ja tu zadaję pytania. Jak masz na imię?
Korzeń: - Mówią na mnie Korzeń - rzucił.
- No widzisz? To nie było takie trudne.
Więzień ponownie splunął.
- Jak brzmi twoje prawdziwe imię?
Korzeń mruknął coś niezrozumiale i znowu położył się plecami do Curta. Zwiadowca miał jednak dobry słuch i usłyszał co powiedział Korzeń. Uśmiechnął się ponownie i zadał kolejne pytanie.
- Dlaczego zaatakowałeś Rhobara?
Nastąpiła chwila ciszy przerywana jedynie chrząknięciami i pluciem Korzenia.
Korzeń: - Po co chcesz to wiedzieć?
- Już ci mówiłem, że to ja tu zadaję pytania.
Korzeń: - Kurwa twoja mać! Czego ty ode mnie chcesz?! Gówno cię obchodzi moja przeszłość!
Curt nie dał się zaskoczyć. Zachował normalny wyraz twarzy i tym razem to on splunął do miski.
- Mam być z tobą szczery?
Korzeń: - Dobrze by kurwa było.
- Niech będzie - wojownik rozparł się na drewnianym kołku - Nie dostałem żadnego zadania przesłuchania ciebie. Robię to z czystej ciekawości. Rzekłbym - dostałem tę rozmowę w nagrodę.
Bandyta nie wyglądał na zaskoczonego.
Korzeń: - I co?
- Mam dla ciebie pewną propozycję... Mogę ci załatwić wyjście z tej celi. Ponadto mogę pomóc ci się szybciej wyleczyć.
Korzeń: - Gdzie jest haczyk?
- Gdybym powiedział, że go nie ma pewnie byś nie uwierzył?
Korzeń: Trafiłeś.
- Dobrze. Słyszałem, że lubisz przebywać w kopalniach. Razem ze mną i paroma Szkodnikami mógłbyś wyruszyć na eksplorację Nowej Kopalni...
Korzeń prychnął.
Korzeń: - Jesteś tym gościem od Laresa.
- Zgadza się.
Korzeń: - Ale ciągle nie widzę haczyka...
Curt zaśmiał się cicho.
- Zastanów się. Wrócę tutaj jutro. Żegnam.
Zwiadowca zabrał metalowy drąg i przewiesił go sobie przez plecy po czym wyszedł.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Korzeń Przechrzczony
|
Wysłany:
Pon 18:34, 13 Kwi 2009 |
|
|
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 38 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Myrtana Płeć: Mężczyzna
|
Korzeń wstał, czuł się już niebo lepiej. Wyleżał już cztery dni. Porozglądał się po pokoju szukając jedzenia. Zobaczył na stole ser, kromkę chleba i butelkę wody. Usiadł na krześle. Położył kawałek sera na chleb zjadł i popił wodą.
- Ech - pomyślał. - Kolejny dzień w tej samej brudnej chałupie, z tym samym gównianym jedzeniem i ten zapach.
Położył się na łóżku i myślał o wczorajszej wizycie Szkodnika, który złożył mu propozycję. Miał całą noc by to przemyśleć. I przemyślał. Wybrał, raczej najrozsądniejszą decyzję w tej sytuacji: przyłączyć się do Curta. Wiedział, że to jest lepsze niż kolejna ucieczka, tortury, przesłuchanie i wylądowanie w kopalni. Po chwili ktoś otworzył drzwi. Wszedł pytając:
Curt: No i?
- Idę z tobą.
Curt: Wiedziałem, że nie będziesz taki głupi. Chodź. Bierz to twój nowy pancerz i miecz.
Bandyta założył ubranie. Wziął miecz. Przyjrzał mu się, nie był on doskonały, ale to lepsze niż nic. Wyszedł z myśliwym idąc w stronę wyjścia z jaskini. Stała tam grupka Szkodników, czekająca na nich.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Curt Moderator / Redaktor
|
Wysłany:
Wto 12:01, 14 Kwi 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine Płeć: Mężczyzna
|
- No dobra obiboki! Kilku z was było już ze mną na poprzedniej wyprawie, ale niektórzy jeszcze nie wiedzą co i jak. Jako dowódca grupy rozpoznawczej mam nad wami nie tyle opiekę, co władzę. Moje zdanie jest niepodważalne! Nie ma odłączania się od grupy bez pozwolenia! Tereny na które ruszamy nie są jeszcze dostatecznie zbadane, żeby można było po nich beztrosko hasać!
Curt spojrzał po twarzach siedmiu Szkodników. Wybrał swoich trzech najlepszych zwiadowców, jednego kartografa skazanego za podrabianie map oraz dwóch opryszków których zabrał z obozu, jedynie po to aby się czegoś nauczyli. Do tej szóstki dołączył jeszcze Korzeń. Wszyscy oprócz Curta mieli szare pancerze Szkodników przepasane długimi niebieskimi chustami. Jedynie Korzeniowi dostał się najsłabszy pancerz, okazało się, że Wilk resztę rozdał. Nagle odezwał się jeden z opryszków.
Szkodnik: - Nie jesteśmy na jakiejś wycieczce! Nie ucz nas jak dzieci!
Wojownik uśmiechnął się wilczo.
- Pytałeś się Butcha, o to co zaszło ostatnim razem?
Szkodnik: - Nie, ale wszyscy mówią, że...
- Że co?
Szkodnik: - Nie wiem. Każdy mówi co innego.
- Więc wyjaśnię ci to tak: z takimi zatruwaczami powietrza jak ty można sobie bardzo łatwo poradzić. A jeśli nie chcesz wykonywać rozkazów... Cóż, Lares się o tym dowie... Przy dobrym wietrze może i wylecisz, kto wie...
Szkodnik zbladł i żachnął się.
- Dość tej paplaniny. Ruszamy. Tylko trzymajcie się blisko mnie. Na tamtych skałach łatwo się zgubić.
Po kilku godzinach ostrożnego marszu i ponownej drogi nad urwiskiem trafili do kopalni. W zewnętrznej części szybu pracowali już górnicy. Byli to w większości nowo przybyli, ale trafiali się też stali bywalcy, którzy chcieli się na rudzie dorobić. Postawiono już kilka chat, ale wiele było wciąż budowanych. Powstał nawet pierwszy magazyn - ohydny budynek zbudowany ze starych cegieł i błota. Cała grupka ominęła to miejsce i ruszyła w dół drewnianymi kładkami prowadzącymi na sam dół zewnętrznego szybu. Po chwili byli już na dole.
- Stójcie! Odpoczniemy chwilę. Nie wiemy dokładnie, czy znajdziemy tam tylko pełzacze czy coś więcej. Możemy być pewni, że nie będzie łatwo więc odpocznijmy trochę i przygotujmy się.
Curt odszedł od grupki i ruszył w stronę dwóch najemników strzegących zakratowanego wejścia do kopalni.
- No, no...
Najemnik: - Kto ty...? Ach tak. Już wchodzicie?
- Jeszcze nie. Odpoczniemy chwilę.
Najemnik: - Powiem ci tak: to co tam zobaczysz to piekło.
- Co...?
Najemnik: - Pełzacze które tam żyją są dwa razy większe niż zwykłe. Mają ogromne szczypce. Jeden z naszych, który tam wszedł... Znaleziono go poszatkowanego na drobne kawałki z wnętrznościami wywleczonymi po ziemi.
Nastała cisza.
- Dostaniemy jakieś wsparcie?
Najemnik: - Nie licz na to, ale...
- Ale?
Najemnik: - Ale zgłaszało się do mnie dwóch najemników... O! Właśnie idą!
Curt podniósł głowę i spojrzał pod słońce. Rozszerzył oczy ze zdumienia i pokręcił głową.
- Cholera, was to się tutaj nie spodziewałem.
Czajnik: - A jakże, zginęlibyście beze mnie!
Rod: - No więc gdzie te pełzacze?
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Gorzałt Administrator
|
Wysłany:
Wto 14:54, 14 Kwi 2009 |
|
|
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 58 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Inowrocław Płeć: Mężczyzna
|
Gorzałt tym czasem bardzo zmienił się w wyglądzie. Ściął włosy tak, że teraz sięgały mu do ramion a nie jak wcześniej, do końca łopatek. Zmienił także ubiór. Nie był zbyt dobrą ochroną. Trochę opancerzony wręcz zwykły strój codzienny. Nie chciał dać po sobie poznać, że jest magiem. Widać to skutkowało, bo przy którymś spacerze zaczepił go Szkodnik.
Szkodnik: Co tu robisz? Marsz do roboty, budujemy tamę!
- Uważaj do kogo mówisz.
Szkodnik: Coś Ty powiedział? Za kogo Ty się masz?
- Za kogoś wyższego umysłem od Ciebie. Więcej nie musisz wiedzieć.
Szkodnik: Tak? To zobaczymy jak mnie przerastasz siłą!
Potem było już szybko. Bez świadków i zbędnych zbiegów okoliczności. Natręt po prostu został przypalony w jego szanowne cztery litery. Gorzałt nie wiedział, że później biegał po obozie i wrzeszczał jak oszalały przez co został nazwany Krzykaczem. Wiedział za to, że nabrał trochę szacunku, co nie znaczy, że przestał być złośliwy. Nie przejął się tym zbytnio. Przechadzał się dalej po obozie. Zawędrował aż pod odkrytą niedawno kopalnię. W tym momencie zobaczył Czajnika i Roda znikających za bramą do dolnych tuneli.
Gorzałt zbliżył się spokojnie i jak gdyby nigdy nic podszedł do pierwszego z boku najemnika.
- Co się dzieje? Słyszałem coś o pełzaczach.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|