Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Czajnik Redaktor
|
Wysłany:
Sob 1:33, 07 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Krzyki. Dochodziły chyba z dolnych partii kopalni. Strażnicy popędzili w tamtą stronę biorąc ze sobą więźniów, w tym i jego. Gdy dobiegli na miejsce, stanęli oko w oko z pełzaczami. Czajnik znał dobrze te stworzenia, a przynajmniej kontynentalną ich odmianę. Te tutaj było nieco inne, ale dwóch więźniów właśnie jednego zraniło. A jeżeli dało się je zranić, to i dało się je zabić. Czajnik niewiele myśląc, ścisnął silniej kilof w ręce i ruszył z pomocą tej dwójce. Jeden ze skazańców dostał i osunął się na ścianę. Monstrum podpełzło do niego i już miało zadać cios, kiedy nagle padło trupem. Zza zwłok wyłonił się Czajnik z kilofem obryzganym cieczami potwora. Pozostała przy życiu dwójka pełzaczy wycofała się z sykiem wgłąb korytarzy.
Curt: Wielkie dzięki. Uratowałeś mi życie.
- Nie ma sprawy. Nieźle walczysz.
Geralf: O Tobie nie można tego nie powiedzieć. Żeby zwykłym, zardzewiałym kilofem ubić pełzacza? I to jednym ciosem? Powiedz, przyjacielu, skąd jesteś i jak Cię zowią?
- Pochodzę z Nordmaru, a zwą mnie Czajnik.
Curt: Nordmar, co? Pewnie macie tam o wiele gorsze bestie niż zwykłe pełzacze?
- Wierz mi, żadna byle przerośnięta mrówka nie mogłaby się równać z cieniostworami, które na co dzień spotyka się w moich stronach, nie mówiąc o trollach.
Geralf: Te bestie chyba prędko tutaj nie wrócą...
Strażnik: Dość gadania! Wracać do roboty! Jeszcze kilkadziesiąt uderzeń kilofa dzieli Was od odpoczynku!
Curt: Wrócimy z powrotem pod zamek?
Strażnik: Chyba Ci odbiło, psubracie. Tam wrócicie dopiero, jak przyjdzie Wasze zastępstwo, co nastąpi zapewne za jakiś tydzień, może dwa. Zależnie od tego ilu z Was tutaj wcześniej skona, hehe.
- No to pięknie.
Strażnik: Nie gadać tylko harować!
Strażnik odszedł w górę tunelu, pozostawiając Czajnika i jego nowo poznanych towarzyszy, Curta i Geralfa, samych w tunelu. Wszyscy trzej zabrali się z powrotem do roboty, przy okazji wysłuchując swoich historii od początku aż do trafienia tutaj, do Kolonii.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
Curt Moderator / Redaktor
|
Wysłany:
Sob 19:35, 07 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine Płeć: Mężczyzna
|
Curt leżał na brudnej ziemi i oddychał ciężko. Noce w kopalni były po prostu nie do zniesienia. Razem z innymi więźniami leżał wciśnięty w jedną ze szczelin między skałami. Niektóre z ich tworzyły całkiem porządne jaskinie, ale te zajmowali zazwyczaj strażnicy. Gdy skazaniec znalazł takową jaskinię, mógł się w niej zaszyc na kawał czasu. Problem w tym, że lepiej dla niego, żeby się już nie pokazywał. Curt był świadkiem, jak odnaleziono jednego z uciekinierów w jednej z takich kryjówek. Biedak dostał trzydzieści razy pałą po plecach i razem z innymi podobnymi do niego śmiałkami zesłano do jednego z najnowszych szybów w których roiło się od pełzaczy. Codziennie co najmniej dwóch więźniów ginęło w tym szybie.
Ale wracając do nocy w kopalni. Jako, że Curt z Geralfem kopali na najniższych kondygnacjach kopalni, spali niedaleko miechów. Facet zwany przez innych Wężem pracował dzień i noc przy tym urządzeniu i dokoła bił taki żar, że można było się opalac.
Kaszlnął cicho i lekko się poruszył. Nikt się nie obudził. Rozejrzał się dokoła i zobaczył, że nie ma Geralfa, który spał niedaleko niego. Cichutko wstał i wyszedł ze szczeliny. Strażnik, który miał ich pilnowac spał w najlepsze. Curt spróbował przełknąc ślinę. Niestety, sztuka ta mu się nie udała, bo miał sucho w ustach. Skrzywił się i szybko obmyślił co ma zrobic. Zaczerpnął powietrza i zrobił kilka kroków. Strażnik nadal spał. Więzień znowu zrobił kilka kroków i tuż za chwilę był przy śpiącym strażniku. Przy krześle na którym oddawał się błogiemu wypoczynkowi, leżała niemal pusta manierka. Curt z nadzieją zajrzał do niej i powąchał. Była to gorzałka, wnioskując z zapachu - całkiem dobra. Powoli podniósł butelkę do ust i zaczerpnął kilka łyków. Wypił wszystko co tam się znajdowało, a la niepoznaki wypróżnił się do niej.
- Ha! - mruknął cicho - Jak się obudzisz szubrawco, spotka cię mała niespodzianka, hehe...
Podciągnął opaskę na biodra i ruszył w górę. O dziwo nie było żadnego strażnika, który pilnowałby drabin. Pewnie miała z tym związek wiadomośc o tym, że znaleziono duże gniazdo pełne pełzaczy. - Dla mnie lepiej - pomyślał i ruszył przed siebie. Wszedł po skrzypiącej drabinie i po chwili był już w magazynie. Widząc kogo tam zastał prychnął i zaśmiał się cicho. Złodziej odwrócił się i z bułką w ustach spojrzał na Curta.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę...
Geralf: - Ha! To dobrze myślałeś... Trzeba dbac o siebie. Gdyby nie ten cholerny kantorek już dawno zdechłbym z głodu.
- Zapewne. Przyłączę się.
Geralf: - Hę? Co? Poszukaj sobie własnej spiżarni... - zamilkł przypominając sobie najwyraźniej ostatnie wydarzenia i po chwili konsternacji rzucił w stronę Curta butelkę wody i kawałek chleba.
- No, ja myślę.
Geralf: - Jasne, żryj zanim się rozmyślę.
Gdy już oboje szybko się napchali kilkoma bułkami i dwoma butelkami wody, zabrali jeszcze trochę zapasów dla Czajnika. Wymknęli się cicho i zeszli po skrzypiącej drabinie. I wtedy to zauważyli. Gdy zeszli z drabiny, około dwudziestu metrów od nich stał odwrócony do ich plecami paladyn z kilkoma strażnikami. Tłumaczył im coś energicznie plując co chwila pod nogi któregoś z nich. Najwyraźniej nie widział dwójki złodziejaszków. Po pierwszym szoku oboje schowali się za głaz i obserwowali dalsze wydarzenia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Rod Redaktor
|
Wysłany:
Wto 17:00, 10 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Od rozmowy z Gomezem i Artem minęły cztery dni. Rod czuł na plecach wzrok Thorusa. Pracując na wieży, poznał co nieco zamek. Widział gdzie paladyni udają się na posiłki i spoczynek. Któregoś dnia wstał o świcie. Dziedziniec osnuwała mgła. Idąc w kierunku wygódki, zauważył ziewających knechtów i paladynów wychodzących z koszar. Dał susa za beczkę i nadstawił uszu.
Knecht: Czemu dziś tak wcześnie wstajemy?
Paladyn: - Mikal chce abyśmy eskortowali jakiś magów na rubieże Doliny. Ponoć rozkaz z samej góry.
Knecht: - Od króla?
Paladyn: - Najpewniej.
Knecht: - Magowie mogliby zaczekać z godzinkę. Niewyspany będę eskortował ich gorzej.
Paladyn: - Nie bluźnij, żołnierzu. Służyć królowi to nasz obowiązek.
Gdy oddział wymaszerował, Rod ostrożnie przekradł się pod drzwi starego magazynu, obok kuźni. Pchnął lekko drzwi. Te skrzypiały niemiłosiernie jednak na placu nikogo nie było. Mężczyzna wślizgnął się do środka. Było ciemno. Po omacku ruszył przed siebie. Wtem potknął się o coś opartego na ziemi. Skulił się aż słysząc brzęk stali. Odczekał chwilę i upewniwszy się, że nikogo nie zbudził, wyjął z kieszeni spodni krzesiwo i hubkę podwędzoną kiedyś strażnikowi. Wymacał na ścianie małą pochodnię. Chwilę potem mrok schował się po kątach. Rod ujrzał miecze, halabardy i tarcze rozsiane po całym pomieszczeniu. Nie mogąc się powstrzymać, podszedł do jednego ze stojaków i wybrał sobie porządnego półtoraka, z długim ostrzem, prostym jelcem i kulista głowicą. Leżał w dłoni idealnie. Nagle usłyszał kroki. Schował miecz do pochwy a następnie zawinął go w szmaty, zgasił pochodnię i czym prędzej opuścił zbrojownię. Ukrył broń pod cegłami, przy wyrwie w murze. Teraz pozostało mu tylko czekać aż skazańcy zostaną posłani do pracy przy palisadzie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rod dnia Pią 17:13, 13 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Rod Redaktor
|
Wysłany:
Pią 17:55, 13 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Przywódcy buntu z nieukrywaną satysfakcją przyjęli informacje zdobyte przez Roda. Nie wiedzieli jak szybko przyjdzie im z nich skorzystać.
Wszystko zaczęło się koło południa. Paladyni od rana byli wyraźnie spięci i zaniepokojeni. Na horyzoncie widać było jasne blaski. "Burza" pomyślał Rod pracujący wówczas przy wyrwie w murze. Jego podejrzenia zaczęły nabierać na sile gdy nad Doliną zebrały się ciemne chmury i w oddali słychać było grzmoty. Deszcz jednak nie padał. Skazaniec dźwignął kolejną cegłę i w tym samym momencie usłyszał głos paladyna Mikala.
Mikal: - Skończyłeś?
- Jeszcze nie.
Mikal: - Właśnie, że skończyłeś! Zabieraj się stąd!
Rod bez słowa odszedł w kierunku kuźni. Mikal i jego najwierniejsi ludzie obserwowali z muru horyzont. Mężczyzna udał, że musi wrócić po narzędzia i podkradł się do rozmawiających paladynów.
Daint: - Siedzą tam od rana?
Mikal: - Tak. Rhobar wspominał w liście, że trochę to potrwa.
Ortan: - To na pewno bezpieczne?
Mikal: - To najlepsi magowie z całego królestwa.
Daint: - Pozostali żołnierze wiedzą o tym całym przedsięwzięciu?
Mikal: - Nie. I niech tak pozostanie. Wyobrażasz sobie jak by zareagowali gdyby dowiedzieli się, że zostaną zamknięci pod magiczną Barierą bez możliwości opuszczania terenów Górniczej Doliny? Od razu zapomnieliby o wierności, którą ślubowali królowi! Masowa dezercja! Setki skazańców pozostawionych bez nadzoru!
Ortan: - Tak. Tak będzie lepiej...
Rod nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Podjął natychmiastową decyzję. Zaczął przerzucać cegły. Capnął miecz i ruszył pędem ku bramie.
Daint: - A tamtemu skazańcowi co się stało?
Ortan: - Zapewne zauważył, że brakuje dziś paru knechtów i szuka okazji do urwania się stąd.
Mikal: - Spokojnie, nie ucieknie daleko. Nasi ludzie pilnują przełęczy jak oka w głowie. Wkrótce pożałuje tej nędznej próby ucieczki.
Daint: - W sumie to się temu więźniowi nie dziwię. Gdyby wiedział... Niech Innos ma nas w swojej opiece!
Rod minął już bramę i przystanął na chwilę gdyż niebo rozbłysło błękitnym blaskiem. Chwilę potem dało się słyszeć potężny grzmot. Wszyscy skazańcy i strażnicy poderwali głowy do góry. Nad Górniczą Doliną zaczęła rozlewać się ogromna magiczna fala. Nikt nigdy czegoś takiego nie widział. W tym właśnie momencie rozpoczął się chaos...
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Czajnik Redaktor
|
Wysłany:
Pią 18:22, 13 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Czajnik zamachnął się kilofem raz, drugi, trzeci. Praca w kopalni nie była dla niego nowością ani też specjalnie ciężką pracą. Nie takie rzeczy robił w Nordmarze. Natomiast jego znajomi, Curt i Geralf nie mieli tak lekko. Dochrzanił się do nich wyjątkowo upierdliwy strażnik. Czajnik najchętniej wbiłby mu swój kilof w łeb, ale niestety strażnicy byli lepiej uzbrojeni. Ten konkretny miał przy pasie wspaniale wyglądający szeroki miecz. Czajnik odrzucił myśli o podprowadzeniu go, ale zawsze mógł poprosić o to Curta bądź Geralfa. Byli łotrzykami, z tego co zauważył, całkiem niezłymi w swym fachu. Normalnie nie przepadał za złodziejami, ale tych dwóch akurat polubił. Nagle zobaczył, że strażnik z jego wymarzonym mieczem właśnie zmierzał w jego stronę.
Strażnik: Dalej, psie, ruszaj się na górę, czas na Twoją zmianę.
- Mogę jeszcze pracować, może lepiej wymienić któregoś z tych dwóch - wskazał na Geralfa i Curta - wyglądają na zmęczonych.
Strażnik: Ghehehe - i dlatego właśnie zostają.
Czajnik zaklął tylko pod nosem i skierował swe kroki w stronę wyjścia z kopalni. Nagle poczuł dziwny wstrząs. I nie tylko on. Zatrzęsła się cała kopalnia. Strażnik pchnął go naprzód. Doszli do wyjścia z kopalni, gdzie czekali już kolejni skazańcy, których za chwilę miano popędzić znów do roboty. Pilnował ich strażnik, najwyraźniej myśliwy, gdyż miał na plecach kołczan i łuk w ręce. Myśliwy odszedł pogadać ze strażnikiem, który prowadził Czajnika, po czym skierował swe kroki w stronę lasów. Strażnik podszedł do Czajnika, żeby odebrać mu kilof... i wtedy to się stało. Nagle niebo zachmurzyło się, usłyszeli grzmot, a potem nagle z nieba wylała się magiczna fala, coś na kształt kopuły, która pokryła całą dolinę. Strażnik oniemiały spojrzał w niebo.
To moja szansa - pomyślał Czajnik i pchnął strażnika na ziemię, po czym ogłuszył go uderzeniem kilofa i zabrał mu miecz. Reszta skazańców również wgapiała się w magiczne zjawisko, co wykorzystał Czajnik i popędził co sił w stronę lasu. Kilka chwil później był już z dala od kopalni. Pamiętał, że zamek był na wschód od kopalni, więc skierował swe kroki na południe.
W kilka chwil po zapuszczeniu się dalej na południe zaatakował go topielec. Miał z nimi doświadczenie, polował na nie pod Faring swego czasu. Kilka metrów dalej znalazł ciało myśliwego nad brzegiem jeziora. Podszedł do zwłok i obrobił je ze wszystkiego - resztek pożywienia, ciuchów oraz łuku i strzał.
- Cóż, on z nich już na pewno nie skorzysta - pomyślał i ruszył wzdłuż jeziora w stronę wejścia do, jak mu się zdawało, wąwozu. Z łukiem na plecach, mieczem przy pasie, resztką zapasów nieszczęśliwego łowcy topielców, wolny, musiał sobie znaleźć jakieś schronienie przed strażnikami i paladynami. Na pewno będą mnie szukać - pomyślał. Póki co jego myśli krążyły wokół schronienia na nadchodzącą noc. Spojrzał w niebo.
- Cholera, ta dziwna magiczna kopuła mnie niepokoi. Co też Ci szaleni magowie znów wykombinowali. Chcą nas tu zamknąć na wieki czy jak?
Z tymi myślami ruszył przed siebie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Geralf Moderator ds. technicznych
|
Wysłany:
Pią 18:52, 13 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 49 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdalekohenhen Płeć: Mężczyzna
|
Geralf i Curt dalej pracowali, ale gdy nadeszli nowi zrobiło się niezłe zamieszanie. Strażnicy nie panowali za bardzo nad sytuacją i to była szansa której nie złodziej nie mógł przepuścić. Pociągnął Curta za rękaw podartej koszuli i kazał mu iść za sobą. Doszli niezauważeni do małej spiżarni.
Curt: - Nie czas żeby jeść. - Wyszeptał.
- Tak, ale nie o to chodzi. Posłuchaj. W spiżarni obok jest dwóch strażników.
Curt: - Skąd o tym wiesz?
- Po prostu wiem. Nie przerywaj. Najpewniej grają w karty i nie zwrócą uwagi na to że weszliśmy. Wiem bo już to robiłem. - Powiedział po czym uśmiechnął się tajemniczo. - W każdym razie. Będziemy musieli działać szybko. Wchodzimy po cichu, załatwiamy strażników i ukrywamy ciała pod workami z jedzeniem.
Curt: - Nie dziwię się czemu tu trafiłeś.
- Robiło się to i owo w życiu. Ale trzymajmy się tematu. Potem ukrywamy broń w naszej szczelinie pod koszulami. I w trakcie nocnej zmiany wiejemy ile sił w nogach.
Geralf zakradł się do jednego strażnika, a Curt do drugiego. W jednym momencie obaj złapali za ich głowy i skręcili im karki. Potem szybko położyli ich ciała w rogu, przykryli je workami i postawili przed nimi kilka beczek. Curt owinął krótki miecz w swoją podartą koszulę i stanął przy drzwiach. Geralf w tym czasie zdążył też zabrać mały kawałek chleba i go zjeść. Wyciągnął też piękny sztylet z wygrawerowanym napisem "Ukochanemu". Nie zwrócił na to uwagi, okręcił go w swoją koszulę i wrócili z Curtem na swoje miejsca pracy.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Curt Moderator / Redaktor
|
Wysłany:
Pią 19:07, 13 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine Płeć: Mężczyzna
|
Gdy wracali poczuli dziwny wstrząs. Nagle wielki nawis skalny zwalił się w sam środek kopalni i zniszczył prawie wszystkie mostki i drogi ewakuacji. Oboje wiedzieli co robic. Strażnicy byli zajęci tłumieniem chaosu i walką z pełzaczami, które wydostały się z wielkiego, zamkniętego szybu. Było ich całe mnóstwo. Pajęczaki niczym błyskawica przekopywały się przez kamienie i potrafiły dotrzec w każdy zakątek kopalni. Curt i Geralf uciekali w popłochu wraz z innymi więźniami. Geralf co raz wyjmował zza pazuchy sztylet i siekał któregoś ze strażników.
- Zemsta?
Geralf: - Nie. To tak sobie, żeby mnie pamiętali.
Curt zaśmiał się cicho i trazem wymknęli się z kopalni. Wtem jeden z głazów oberwał się i uderzył w ścianę kopalni. Curt stanął i przyjrzał się uważnie wyrwie. Wskoczył tam i pobiegł w głąb tunelu.
Geralf: - Co ty robisz?!
- Chodź za mną!
Geralf chcąc nie chcąc pobiegł pędem za Curtem. Po chwili znaleźli się w małym pomieszczeniu w którym stała duża szafa i skrzynia. Geralf od razu dobrał się do szafy. Curt był bardziej zainteresowany mosiężną skrzynią. Wyrobionym cięciem zniszczył zamek i zajrzał do środka. Okazało się, że kufer jest wbity w ziemię i skrywa większą zawartośc niż się spodziewał. W środku znalazł skórzany strój bez ramion i długie, mocne skórzane spodnie z butami. Buty były długie i zapinane na klamry. Kirys również był twardy, ale można się w im było doskonale poruszac. Na samym dole leżała piękna broń. Na długim, żelaznym pręcie z obu stron widniały dwa ostrza skierowane w przeciwne strony. Widniały na nich dziwne znaki, a na samym misternie wykonanym pręcie był przyczepiony list z pieczęcią. Znalazł jeszcze mocny pas z utwardzanej skóry, przystosowany do noszenia broni na plecach. Curt szybko przebrał się i porzucił stare szmaty. Broń włożył na plecy i zawołał Geralfa. Ten czekał już przy wyjściu patrząc ze zniecierpliwieniem na całą sytuację.
- Wynośmy się stąd!
Geralf: - No ja myślę.
W tym samym momencie, jaskinia zaczęła się walic...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Curt dnia Pią 19:09, 13 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
Geralf Moderator ds. technicznych
|
Wysłany:
Pią 21:18, 13 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 49 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdalekohenhen Płeć: Mężczyzna
|
Geralf biegł przed Curtem. Ale złodziej nie miał już na sobie starych spodni, lecz proste, skórzane spodnie. Miał też buty z grubej skóry, zwykłą koszulę i długi skórzany płaszcz. Zdążyli wybiec z wyrwy w ostatnim momencie. Kiedy tylko Curt wyskoczył z szczeliny to spadł przed nią spory głaz. Obaj spojrzeli po sobie i zaczęli biec dalej. Gdy tylko dobiegli do wyjścia stanął przed nimi jakiś wielki typ. Okazał się on strażnikiem.
Strażnik: - Już wystarczająco wielu uciekło! Was nie puszczę!
Strażnik stanął na środku wyjścia i wyjął długi miecz, który wyglądał niezbyt zachęcająco. Przynajmniej tak stwierdził Geralf, gdy spojrzał na swój sztylet. Strażnik zamachnął się i prawie trafił w Curta, lecz ten odskoczył do boku.
Strażnik: - Zawracać psy!
Więzień: - Ale kopalnia się wali!
Strażnik: - A co mnie to obchodzi! Zawracać!
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Curt Moderator / Redaktor
|
Wysłany:
Pią 22:24, 13 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine Płeć: Mężczyzna
|
Curt szybko ocenił sytuację. Strażnik był wielki, silny i bardzo głupi. Przed sobą miał piątkę więźniów. Nie zwlekając dłużej ruszył do ataku.
- Dalej!
Za nim pobiegł Geralf i któryś z więźniów. Dwójka została z tyłu. Pierwszy rzucił się więzień. Dostał pięścią i osunął się na ziemię. Geralf wyskoczył i zamaszystym ciosem próbował zmylic przeciwnika. Prawie się mu to udało, gtdyby nie to, że dwójka która wcześniej nie walczyła nagle wtrąciła się do walki. Wielki strażnik odchylił się a Geralf musiał się bronic unikiem. Curt widząc co zaszło próbował wykorzystac element zaskoczenia. Strażnik jednak nie był taki głupi i potężnie się zamachnął. Curt musiał ratowac życie więc wyciągnął ręce przed siebie i... zablokował cios olbrzyma. Z miecza oprawcy poszły iskry, a on sam zadzwonił aż zębami. Z szeroko otwartymi oczyma patrzył na swoją broń. Ani jednej ryski. Zdziwienie strażnika wykorzystał Geralf który wyskoczył ponownie i wbił długi sztylet strażnikowi prosto w kark. Trysnęła krew, a strażnik padł na kolana.
Geralf: - Uciekajmy!
Wszyscy więźniowie pędem puścili się do wyjścia. Curt jeszcze raz spojrzał na broń zanim ją schował. Oręż błyszczał i mienił się na srebrno. Nie walczył jeszcze nigdy czymś takim, ale wiedział, że jest to broń przeznaczona właśnie dla niego. Słysząc nawoływania Geralfa, schował broń na plecy i pobiegł w stronę wyjścia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Gorzałt Administrator
|
Wysłany:
Pią 23:14, 13 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 58 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Inowrocław Płeć: Mężczyzna
|
Głos: ... bariera? Wymknęła się spod kontroli?... Nikt nie może wyjść? Można wrzucić nowych więźniów?
Słysząc te słowa Gorzałt zdziwił się. "Bariera? Co to za szalony pomysł? Bardzo wyczerpujące zaklęcie. Nic dziwnego, że wymknęła się spod kontroli. Im trudniej założyć barierę tym trudniej zdjąć..." Przełknął ślinę. Wiedział, że jeśli teraz go tam wrzucą nie prędko zazna z powrotem inne miejsca a czas przemarszu do Kolonii zbliżał się nieubłaganie. To już za 2 dni. Przynajmniej tu, w celi, było bezpiecznie...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gorzałt dnia Pią 23:16, 13 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
Rod Redaktor
|
Wysłany:
Sob 19:23, 14 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
"Więźniowie błyskawicznie wykorzystali moment konsternacji...". Tak pewnie będą o tym wydarzeniu wspominać historycy. I z pewnością nie byłoby to kłamstwo.
Na taki moment czekali skazańcy, od kiedy zostali tu wtrąceni. Rozpoczął się bunt. Zbuntowani więźniowie bez trudu poradzili sobie ze zdezorientowanymi strażnikami. Wyposażeni w kilofy, łopaty i zdobyczną broń ruszyli ku zamkowi. Rod trzymał się z tyłu, w każdej chwili gotowy by dobyć miecza. Paladyni zamknęli się w donżonie. Pozostawili knechtów bez dowódców. Szybko zajęto zbrojownię a następnie oczyszczono mury z kuszników. Następnie skazańcy wyważyli wrota donżonu. Rycerze bronili się zaciekle. Nie mieli jednak szans. Rzucili się na buntowników z imieniem swojego boga i króla na ustach. Pierwszy zginął Mikal. Rod wytrącił broń paladynowi, który jeszcze godzinę temu współczuł losowi młodego więźnia. Ten nie miał ochoty go zabijać. Życie rycerza skrócił skazaniec zwany Szakalem.
Szakal: - Nie zastanawiaj się następnym razem, chłopcze! - warknął.
Chwilę potem było już po wszystkim. Cały zamek był w trupach. Panem zamku od razu obwołano Gomeza. Ten jakby tego oczekiwał, natychmiast zgromadził wokół siebie swoich najlepszych ludzi, którzy pomagali mu w organizacji buntu. Nazwali siebie Magnatami. Polecił by natychmiast spalić zwłoki wcześniej oczywiście ograbiając je z pancerzy i broni. Zaraza w Górniczej Dolinie to ostatnia rzecz, której by tu oczekiwano. Mimo tego wszyscy z niepokojem obserwowali niebo. Paru śmiałków ruszyło ku przełęczy. Następnego dnia rano znaleziono ich zwęglone zgliszcza przy punkcie przeładunku. Było pewne, że opuszczenie terenów Kolonii nie było najlepszym pomysłem. W krótkim czasie, Gomez powołał własną Straż. Wybrał najsilniejszych ludzi z całego zamku i wyposażył ich w broń i zbroje żołnierzy królewskich. Utworzył także specjalną kastę Cieni. Rod trafił do tejże właśnie grupy i szybko się w niej odnalazł. Znajdowali się w niej ludzie umiejący walczyć, polować i kraść. Za zadanie mieli patrolować okolicę. Pancerze mieli znaleźć sobie sami lecz z tym nie było problemów. Cienie przywdziały zdobyte mundury knechtów. Ich pierwszym zadaniem było udanie się do kopalni i przyprowadzenie kopaczy. Dla najsłabszych skazańców życie w Kolonii nie zmieniło się za bardzo. Teraz zamiast paladynów mieli nad sobą Strażników. Pracowali przy budowie umocnień wokół zamku, rozpoczętej jeszcze za starych rządów. Powstawała palisada i pierwsze chaty.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Geralf Moderator ds. technicznych
|
Wysłany:
Sob 21:42, 14 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 49 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdalekohenhen Płeć: Mężczyzna
|
Curt kręcił się pod drzewem. Był zdenerwowany. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Geralf w tym czasie leżał sobie na gałęzi i odpoczywał po dość długim biegu.
Curt: - Co teraz?
- Spokój.
Curt: - Jak to? Nie niepokoi cię to co widać na niebie?
- Nie.
Curt: - Eeh. Czym ja się przejmuję.
- Też siebie pytam, czym ty się tak przejmujesz. Mamy dwie możliwości. Spać na drzewie, lub poszukać jakiejś jaskini i przespać się tam.
Curt: - ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Curt Moderator / Redaktor
|
Wysłany:
Sob 22:21, 14 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine Płeć: Mężczyzna
|
- Cholerny z ciebie leń!
Geralf: - Wiem.
- Ech...
Niebo już od dawna było całkiem niebieskie. Od co najmniej kilku dni chodzili po lesie i przechadzali się do rzeki żeby nałowic ryb. Nie mając nic do roboty, Curt cwiczył walkę. Mieczem posługiwał się dobrze - często polował przy Silden więc walka nie była mu obca. Jednak tym walczyło się inaczej. Na szczęście szybko się połapał jak tym się posługiwac i codziennie cwiczył. Kilka chwytów podpatrzył u Geralfa.
Złodziej najwyraźniej nic sobie nie robił z zaistniałej sytuacji. Curt jednak wyraźnie się niepokoił. Postanowił ruszyc na zwiad. I tak też robił. Mijając dziwną, małą palisadkę nie wiedział nawet, że zapuszcza się na tereny najbardziej krwiożerczych istot w całej Kolonii...
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Rod Redaktor
|
Wysłany:
Pon 18:08, 16 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 34 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Pierwszych górników znaleźli o świcie. Kryli się w małej kotlince w górach, na wschód od kopalni. Z ich relacji wynikało, że pilnujący ich żołnierze zostali dosłownie staranowani przez tłum kopaczy prących do wyjścia. W obawie przed posiłkami z zamku oraz pełzaczami, ruszyli ku górom lecz gdy dowiedzieli się, że paladyni nie rządzą już w Górniczej Dolinie, chętnie poszli za Cieniami do zamku przy okazji zdradzając im gdzie ukryli się pozostali. Kilku górników, pomimo ostrzeżeń, pomknęło czym prędzej ku przełęczy. Było przynajmniej mniej gęb do wykarmienia. I mniej rąk do pracy.
Wieczorem wszyscy zgromadzili się przy ogniskach w zewnętrznym pierścieniu obozu. Jedli, pili, słuchali brzęków lutni. Atmosfera wśród byłych więźniów była dobra.
Nek: - Co myślicie o tej całej kopule nad naszymi głowami?
Fletcher: - To na pewno sprawka magów!
- W dzień jej powstania, paladyni eskortować mieli jakiś magów na rubieże Górniczej Doliny.
Thorus: - Fakt pozostaje faktem. Nie wyjdziemy stąd szybko.
Kosa: - Udupili nas magowie, nie ma co!
Lee: - Udupił nas król. Za pośrednictwem magów.
Lee nie zdradzał powodów dla których tak nienawidził króla. Rod czuł wobec niego respekt podobnie jak pozostali skazańcy. Był świetnym przywódcą i tak samo dobrym wojownikiem.
Następnego dnia wydarzyło się coś niezwykłego. Do bram obozu zawitali magowie. A dokładniej trzynastka magów. Kilku porywczych strażników już dobyło broni jednak Gomez kazał przyprowadzić "gości" całych i zdrowych do zamku. Siedzieli tam do południa. Jak się później dowiedziano, to właśnie Ci magowie byli odpowiedzialni za stworzenie magicznej Bariery mającej uniemożliwić skazańcom ucieczkę. Rod był przy tej rozmowie.
Xardas: - Coś naruszyło delikatną strukturę zaklęcia i zostaliśmy uwięzieni przez nasze własne dzieło.
Corristo: - Trzy dni kryliśmy się w tutejszym opuszczonym klasztorze szukając odpowiedzi jednak dziś postanowiliśmy ruszyć do zamku. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się tutaj... królewskich żołnierzy.
Gomez: - Królewscy żołnierze mają przerwę. Bardzo długą przerwę. A Wy będziecie musieli zaakceptować obecny stan rzeczy. W przeciwnym razie może to się dla Was źle skończyć.
Gomez pozwolił magom zostać w zamku. Zawsze lepiej mieć ich po swojej stronie niż przeciwko sobie. Udostępnił im budynek dawniej będący katedrą paladynów. Byli nietykalni więc mogli w spokoju studiować swe księgi.
Rod sączył piwo rozmawiając z Stone'm, kowalem.
Stone: - Dziwne, że Gomez oszczędził magów.
- Oszczędził ich bo się ich bał. Nie czuje się jeszcze zbyt pewnie na swoim stołku by posyłać ich na szafot.
Stone: - Może i masz rację.
Zapadła niezręczna cisza podczas której obserwowali siwego maga o surowej twarzy, zwanego Xardasem. Stał niewzruszony na murze i obserwował Barierę.
Stone: - Dobry - mruknął obserwując miecz wiszący u pasa młodego rzemieślnika - Byłbym zapomniał. Mam do Ciebie prośbę.
- Tak?
Stone: - Jeden z Cieni, myśliwy Cavalorn chce zbudować sobie chatę na zachód od obozu. Prosił mnie o narzędzia. Chwilowo nie mogę się stąd ruszyć, mam ogrom roboty. W zamian mógłbym znaleźć chwilę czasu na przekucie Twojego miecza.
- W porządku, zaniosę je.
Stone: - Dzięki.
Rod zostawił kowalowi miecz, zabrał paczkę z narzędziami i ruszył na zachód. Zostawił przesyłkę u zapracowanego Cavalorna i wiedząc iż Stone'owi trochę zajmie przekuwanie miecza, poszedł nad rzekę. Kucnął na brzegu i obmył twarz. Nagle usłyszał za sobą znajomy aczkolwiek groźnie brzmiący głos: "Szkoda mi na Ciebie strzał więc lepiej się nie próbuj żadnych sztuczek!". Cień przeklął w myślach swoją głupotę. Nierozważnie postąpił wychodząc gdziekolwiek bez broni.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
Curt Moderator / Redaktor
|
Wysłany:
Pon 19:44, 16 Mar 2009 |
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Sine Płeć: Mężczyzna
|
Curt szedł cały czas przed siebie rozglądając się dokoła. Wszędzie śmierdziało stęchlizną, a nieopodal widział niepokojące cienie. Coś jakby wilki, tylko dużo większe. Wolał się do nich nie zbliżać, więc odszedł trochę od ścieżki. Od tego momentu nie mógł znaleźć wyjścia. Zgubił się w labiryncie ścieżek i rozwidleń. Nagle zauważył małą ścieżkę biegnącą na wzgórze.
- Rozejrzę się stamtąd - pomyślał
Powoli wszedł na pagórek i rozejrzał się. Zmrużył oczy patrząc pod światło, ale zobaczył to co chciał. Spory kawałek dalej zauważył drzewo pod którym od dwóch dni siedzieli razem z Geralfem. Zszedł z górki i podążył w stronę schronienia. Nie uszedł kilku kroków kiedy nagle usłyszał ochrypłe zawodzenie i zza niedawno pustego pagóra wyłoniło się dziesięć wilkopodobnych bestii biegnących wprost na Curta. Dostrzegając zagrożenie nie próbował nawet walczyć tylko od razu puścił się pędem wzdłuż ścieżki. Jednak bestie nieuchronnie się zbliżały. Słysząc coraz bliższe warknięcia i szczekania dziwnych wilków Curt spróbował je zgubić. Skręcił w lewo i błyskawicznie wdrapał się na pochyłą półkę skalną. Stworzenia na chwilę ustały, ale zaraz zaczęły skakac. Jeden z nich wyskoczył niebezpiecznie blisko niemal łapiąc nogawkę spodni uciekiniera. Widząc to wdrapał się jeszcze wyżej i po chwili był na małym szczycie. Bestie nie mogły go stamtąd dosięgnąć więc odpoczął chwile i rozejrzał się. Drzewo niemal zniknęło z widnokręgu.
- Cholera, znowu się oddaliłem - pomyślał nerwowo
Nagle spojrzał w dół i zobaczył coś dziwnego. Widział już kiedyś te same postacie, ale to było coś innego. Przed sobą miał wielkiego, owłosionego i śmierdzącego orka w przepasce na biodra i ogromnym toporem w łapsku. Miał zniekształconą, małpowatą twarz i węszył nieustannie. Curt błyskawicznie podjął decyzję. Niesłuszną.
Wyskoczył z górki i w powietrzu wyjmując nową broń zakręcił młyńca. Ostrze już dolatywało do szyi stwora gdy... Curtem wstrząsnęło i padł na ziemię. Wielki ork stał teraz nad nim i ryczał okropnie. Przestraszony Curt nie dał się jednak posłać na pewną śmierc. Pochwycił szybko broń z ziemi i dźgnął orka w brzuch. Ork ryknął niemiłosiernie, ale to tylko go podjudziło. Curt błyskawicznie włożył broń na plecy i podniósłszy się z ziemi ponownie podjął ucieczkę. Za sobą miał już nie tylko orka, ale i dziwaczne wilki, które go wcześniej ścigały.
- Pełny serwis - mruknął
Nagle zobaczył przed sobą małą palisadkę.
- Jestem uratowany - pomyślał i przeskoczył ją jednym susem.
Jednak ork razem ze swoimi pupilkami nie był głupi. Przewrócił silnym kopnięciem barierkę i znowu ruszył w pościg.
- Chyba jednak potrwa to dłużej niż myślałem - powiedział do siebie i długimi susami uciekał do jakichś kilku chat, które stały przed... byłym zamkiem paladynów!
- Chyba jednak nie mam wyboru - pomyślał i pobiegł w stronę ognisk
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Curt dnia Pon 19:45, 16 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|